miejsce na jakiś fajny cytat, szukanie w toku =)
~~ Ankieta ~~
(brak)

czwartek, 31 sierpnia 2017

Makaronowy kraken i porwany kucharz

Dawno, dawno temu, a może nie tak dawno, bo wczoraj lub jutro. Kto wie? Po morskich wodach pływał wspaniały statek piracki zwany Makaronowym Krakenem, jego kapitanem był nie kto inny jak Bert Klusek. Kapitan Klusek był kapitanem sprawiedliwym i uczynnym, a do tego rządnym przygód jak mało kto. Przygoda, którą poznacie drogie dzieci i dorośli, którzy nadal lubią bajki zaczyna się od listu w butelce.

Makaronowy Kraken jak zwykle cumował przy jednym z portów Wielkiego Świata. Kapitan Klusek siedział w karczmie popijał swój ulubiony napitek i opowiadał o swych przygodach. Gdy nagle do karczmy wpadł chłopiec okrętowy z Makaronowego Krakena imieniem Jaś.
- Kapitanie Klusku, kapitanie Klusku – krzyczał w niebogłosy rozglądając się po karczmie w poszukiwaniu swojego kapitana. Nie było trudno go znaleźć, gdyż w samym centrum kończył opowiadać kolejną przygodę
- …i wtedy wykopaliśmy ten skarb. Jasiu nie krzycz tak i powiedz co się stało?
- list, list w butelce, kapitanie, list… – powiedział dysząc i sapiąc po biegu.
Kapitan Klusek wziął od chłopca butelkę z listem, wyjął i przeleciał tylko tekst
- Na mnie czas, przygoda wzywa – powiedział i z głośnym stukiem odstawił kufel.

-Ahoj Kamraci, czy wszyscy są – krzyknął do załogi na statku, a po stadku rozeszły się głosy informujące, że kapitan już wrócił. Niebawem do kapitana podszedł Bosman Bob i oznajmił.
-Arrrrr… Kapitanie wszyscy na swoich miejscach, zwarci i gotowi możemy płynąć zaraz po obiedzie
Pora obiadowa była bardzo ważna dla całej załogi, nie lubili działać na głodniaka, podejmować ważnych decyzji, w ogóle nic nie lubili robić na głodniaka, więc i śniadanie, i kolacje były równie ważne, ale te posiłki jedli o różnych porach. Mieli różne godziny wstawania i chodzenia spać, w końcu niektórzy to śpiochy i nocne marki, a inni ranne ptaszki.
Kapitan uśmiechnął się szeroko i usłyszeli gong wołający całą załogę na obiad.
Gotowaniem zajmował się karzełek imieniem Pip, był wspaniałym uroczym i dowcipnym małym człowieczkiem, lecz kompletnie nie znającym się na gotowaniu. A zwłaszcza makaronu, który to uwielbiała załoga Makaronowego Krakena. Pip zawsze rozgotował makaron tak, że nie dało się rozpoznać czy to penne, czy fusilli a może spaghetti?
- Uwielbiam spaghetti – rzekł pirat Jon zajadając się ze smakiem smaczną makaronową breją
- Jon, ty się w ogóle na makaronie nie znasz, przecież to penne jest – odrzekł Pirat Tom.
- wy dwaj w ogóle nie znacie się na makaronie, oczywiście, że jest to fusilli – rzekł bosman Bob – ja wszędzie poznam pyszny smak fusilli.
- spójrzcie to spaghetti, o widzicie, jak się ciągnie? – powiedział Jon udowadniając swą tezę długą nitką glutowatej substancji ciągnącej się na kilka naście centymetrów nad miską.
- e tam spaghetti, każdy głupi zobaczy, że to ser a nie makaronowa nitka – odpowiedział na to Tom – o widzicie tutaj jest dziurka zupełnie jak w penne
- Tom dziurę to ty masz w skarpecie, to fusilli. Widać gołym okiem te skręty i zakręty jak u świderka. – odrzekł bosman Bob
Gdy kamraci kłócili się o rodzaj makaronu udowadniając co nowe tezy na temat kształtu, Kapitan Klusek zapytał się Pipa.
- Jaki makaron nam dziś ugotowałeś drogi Pipie?
Pip uśmiechnął się szeroko i powiedział z dumą – to farfalle
Wszyscy piraci spojrzeli w swoje miski i równo zrobili głośne zdziwione – Ooooo…- tylko młody Jaś powiedział – wiedziałem, że to farfalle
Zdziwieni piraci popatrzyli na malca jak na proroka, który właśnie powiedział, że poznał plany i zamiary Latającego Potwora Spaghetti.
- skąd? – zapytał któryś z członków załogi
- a stąd – odpowiedział i uniósł nadzianą na widelec kokardkę makaronu
Piraci wpatrywali się w makaronową kokardkę jak by objawił im się sam LPS
- Brawo Jasiu, masz dziś szczęście – rzekł spokojnym głosem o ojcowskim tonie Kapitan Klusek.

Tak jak planowali wypłynęli na kolejną przygodę, tym razem ratunkową. W butelce bowiem był list proszący o ratunek a brzmiał on tak:
Potrzebuję ratunku!!
Uwięzili mnie okropni i źli nietolerianie
Więżą mnie w Nietolerandli
Kucharz Alberto Klops.”

Wiatry sprzyjały podróży morskiej, Makaronowy Kraken mknął przez ocean w stronę wyspy nie tolerancyjnych mieszkańców zwanej Nietolerandią. Na statku wciąż trwały obiadowe kłótnie, nie chodziło już o rodzaj ugotowanego makaronu, a który jest lepszy.
- Penne najlepsze – krzyczał do swoich towarzyszy pirat Tom – jest jak mini słomka do picia sosu
- makaronowe danie to nie napitek, że można go pić przez słomkę – odkrzyknął Bosman Bob – najlepsze jest fusilli, jego świderkowatość i zakręconość jest alegorią LPS.
- po co komuś jakieś alegorie, skoro można mieć spaghetti, który jest istotą jego Makaronowości. – krzyknął Jon.
Do dyskusji dołączyli się i inni piraci wyrzykując nazwy swojego ulubionego makaronu i jego wyższość nad innymi.
-Conchiglioni jest najlepsze te duże musze same w sobie są jak miseczka
-lasagne, jest jak kartka, idealny gdy zabraknie ich w kajecie
-pierogi, ich nadzienie może być tak różnorodne, że każdemu dogodzi
-ryżowy, nie ma glutenu więc może go każdy jeść
-Anelli, idealny, gdy chce się oświadczyć ukochanej, a zapomniało się pierścionka

-Uspokójcie się kłótliwe obiboki – krzyknął sternik Filip – dobijamy już do celu, a wasze dywagacje zdradzą nas jak nic na wyspie nietolerancji.
Makaronowe kłótnie ucichły natychmiast i zapadła cisza jak makiem zasiał. Zacumowali w małej ukrytej zatoczce i kapitan zebrał całą załogę na naradę. Mimo że był kapitanem zawsze podejmował decyzje wspólnie z całą załogą, cenił sobie ich zdanie i sugestie. 
- Wiemy, gdzie jest kuchnia, w której więżą kucharza? – zapytał jeden z piratów
- niestety nie- odparł smutno Kapitan
- Podejrzewam, że u kogoś ważnego – wtrącił Karzełek Pip – w końcu ktoś mało ważny nie potrzebował by porywać najlepszego kucharza świata.
-  Pip ma racje, ustalmy, gdzie mieszczą się kuchnie najważniejszych osób i wbijamy się do nich po kolei! - zasugerował jeden ze zgromadzonych
- kiepski pomysł – rzucił inny – jeśli nie trafimy z pierwszymi dwoma miejscami to do trzeciego się nam nie uda. Musimy działać incognito. Niczym tajni agenci.
- najlepiej podzielmy się na grupy, w tak dużej gromadzie na pewno nie będziemy incognito 
- my jesteśmy piratami, a nie tajniakami! – oburzył się inny ze zgromadzonych piratów
- To uderzmy wszyscy razem, na wszystkie kuchnie naraz
- Ktoś w ogóle wie jak wygląda kucharz Klops?
Wszyscy piraci pokręcili głowami przecząco.
- no to jak my go rozpoznamy w chaosie? Jeszcze się wystraszy i schowa
-domyśli się
- a jak nie? To narobimy sobie i jemu kłopotów
Debatowali tak aż zaczął się zmierzch (nie ten film o wampirach tylko taki na niebie). Wtedy to uznali, że zakradną się incognito do kuchni w małych grupkach i tak poszukają Kucharza, gdyż niegrzecznie jest budzić ludzi w środku nocy. 

W końcu dogadali się co do planu działania i ustalili wszystko, ze statku wyszły cztery grupki po trzy osoby, więcej potrzeby nie było. Mieli odwiedzić tylko cztery kuchnie do przeszukania. Reszta została na statku i zachowywała gotowość, by szybko zawinąć się z zatoczki i uciec z wyzwolonym Alberto Klopsem. Nie udało się by zajrzeli do wszystkich kuchni jednocześnie. Odległości między kuchniami nie pozwoliły im na synchronizację.
Jako pierwsza była kuchnia prezydenta Wesołka, jego kuchnia była najbliżej, gdyż nie był najważniejszy. Na wyspie jedyną funkcja prezydenta było dobrze wyglądać i ładnie się prezentować w Wielkim Świecie.
Zajrzeli do środka prezydenckiej kuchni, była skromna i nieduża, znaleźli jedynie drobną blondynkę, która kończyła szorować stertę garów.
- Ty jesteś Kucharz Klops – zapytał jeden z piratów
- jak ona może być kucharzem Klopsem, toć to drobna dziewczynka jest – odpowiedział mu towarzysz
- A skąd wiesz, może ona właśnie jest nim, przecież nie wiemy, jak wygląda, to może być każdy.
Sprzeczali się tak długo i nie słyszeli jak dziewczynka swym cichym i nieśmiałym głosem próbuje coś powiedzieć.
- Cisza- powiedział trzeci z grupy kamratów- jesteś Klopsem? – zapytał stanowczo. Dziewczynka pokręciła głową, a piraci nie czekając na wyjaśnienia wyszli dalej debatując, czy Kucharz może wyglądać jak drobna blondyneczka.
Druga była kuchnia premier Broszki
- Ahoj jest tam kto? – zapytali piraci zaglądając przez drzwi 
- a kto pyta? - zapytał głos w kuchni
- a nikt taki, panie Klops jest pan tu?
- klopsów nie ma. Jesteście piratami? – odpowiedział głos
Piraci szeptali między sobą – arrr… domyśliła się kim jesteśmy – ja to załatwię
- nie jesteśmy piratami Arrrr…
Trzecia przypadała dla osła, znaczy się posła (zawsze mi, się kurczę mylą) Tam znaleźli tylko śpiącego kota, który na pytanie czy jest Kucharzem Alberto Klopsem podniósł sennie głowę po to by spojrzeć kto zakłóca mu sen i poszedł spać dalej.
- dziwny ten kot
-taki w ogóle nie towarzyski i wyglądał na wrednego i złośliwego
- taki stereotypowy
- stereotypy są bardzo raniące, wobec każdego
Piraci wracali i rozmawiali na temat kota w kuchni.
czwarta z kolei kuchnią była ta należąca do Kapłana Grzybka. Znajdowała się w samym centrum niewielkiej wysepki i towarzyszyła ogromnej posiadłości połączonej z wielką świątynią.
-hoho… - rzekł jeden z piratów- kto mieszka w takiej chacie? Bohater jaki?
- nie to kapłana dom i świątynia
- huhu kapłan ten jest jakimś bohaterem albo przedsiębiorcą?
- nie, w przewodniku po Wielkim Świecie napisane jest, że jest tylko kapłanem i utrzymują go wierni
- to miło z ich strony, że tak dbają o niego, życzliwi są ci nietolerianie
- w sumie to nie do końca – powiedział pirat przeglądający przewodnik – podobno kapłana utrzymuje państwo z podatków i datków od wiernych
- a to nie ładnie, oj nie ładnie i bardzo nie uczciwie
Przegadali całą drogę do kuchni przez co nie zorientowali się jak szybko zleciała im droga pod drzwi kuchni.
- to tu – oznajmi jeden z piratów. Zrobili krótką rozgrzewkę, wyjęli szable i wpadli
- Arrrrr!! Przybyliśmy uratować kucharza Alberta Kluska, odzyskamy go po dobroci lub siłą
Wpadli i zastali jedynie pulchnego niezbyt wysokiego mężczyznę w średnim wieku, który siedział smutny w koncie krojąc pomidory. Usłyszawszy, że piraci wpadli robiąc dużo rabanu, mężczyzna szybko otarł łzy i powiedział – nie hałasujcie tak, bo nas złapią
-Jesteś kucharzem, który wzywał pomocy? – zapytali ściszonymi głosami na granicy szeptu.
- tak – odparł kucharz pakując swoje rzeczy

Nazajutrz po statku w porze obiadowej rozszedł się wspaniały i smakowity zapach dobiegający z kuchni. Załoga ustawiła się w kolejce na długo przed gongiem oznajmującym początek przerwy obiadowej. Gdy wszyscy zasiedli do jedzenia Kucharz Alberto Klops wstał i oznajmił – chciałem się wam jakoś odwdzięczyć za ratunek i przyrządziłem wam ten skromny obiad.
Tym razem podczas obiadu nikt nie odzywał się, wszyscy jedli w skupieniu makaron, który nie był w ogóle rozgotowany, ba nawet nie był posklejany idealny al’dente i oblepiony pysznym aromatycznym sosem. Gdy wszyscy zjedli po dokładce i najedli się do syta, wznowili debatę, który kształt makaronu jest najlepszy. Po wysłuchaniu najróżniejszych argumentów na temat makaronu, niektórych poważnych innych zabawnych, a jeszcze innych dziwacznych wtrącił się Alberto do burzliwej debaty – wszystkie makarony są równe, nie ma najlepszego. Każdy kształt ma jakieś wady i każdy ma jakieś zalety. Gdyby istniał jeden najlepszy kształt makaronu był by ten jeden kształt.
Jednomyślnie wszyscy kamraci zgodzili się, że gdyby miał pozostać jeden kształt i jeden rodzaj makaronu świat by stał się smutny i nudny.
 Panie Klopsie mógł by pan z nami zostać? – zapytał chłopiec okrętowy Jaś.
Kucharz zaśmiał się - jeśli mnie tylko chcecie, to czemu nie. Kapłan Grzybek jak tylko zauważy moje zniknięcie na pewno wyśle po mnie kogoś, z wami będzie bezpieczniej.

Tak o to załoga Makaronowego Krakena zyskała nowego kucharza i przyjaciela. Nie musieli od teraz jeść rozgotowanego makaronu i domyślać się jego pierwotnego kształtu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz