Dawno,
dawno temu, a może nie tak dawno, bo wczoraj lub jutro. Kto wie? Po morskich
wodach pływał wspaniały statek piracki zwany Makaronowym Krakenem, jego
kapitanem był nie kto inny jak Bert Klusek. Kapitan Klusek był kapitanem
sprawiedliwym i uczynnym, a do tego rządnym przygód jak mało kto. Przygoda,
którą poznacie drogie dzieci i dorośli, którzy nadal lubią bajki zaczyna się od
listu w butelce.
Makaronowy
Kraken jak zwykle cumował przy jednym z portów Wielkiego Świata. Kapitan Klusek
siedział w karczmie popijał swój ulubiony napitek i opowiadał o swych
przygodach. Gdy nagle do karczmy wpadł chłopiec okrętowy z Makaronowego Krakena
imieniem Jaś.
-
Kapitanie Klusku, kapitanie Klusku – krzyczał w niebogłosy rozglądając się po
karczmie w poszukiwaniu swojego kapitana. Nie było trudno go znaleźć, gdyż w
samym centrum kończył opowiadać kolejną przygodę
- …i wtedy
wykopaliśmy ten skarb. Jasiu nie krzycz tak i powiedz co się stało?
- list,
list w butelce, kapitanie, list… – powiedział dysząc i sapiąc po biegu.
Kapitan
Klusek wziął od chłopca butelkę z listem, wyjął i przeleciał tylko tekst
- Na mnie
czas, przygoda wzywa – powiedział i z głośnym stukiem odstawił kufel.
-Ahoj
Kamraci, czy wszyscy są – krzyknął do załogi na statku, a po stadku rozeszły
się głosy informujące, że kapitan już wrócił. Niebawem do kapitana podszedł
Bosman Bob i oznajmił.
-Arrrrr…
Kapitanie wszyscy na swoich miejscach, zwarci i gotowi możemy płynąć zaraz po
obiedzie
Pora
obiadowa była bardzo ważna dla całej załogi, nie lubili działać na głodniaka,
podejmować ważnych decyzji, w ogóle nic nie lubili robić na głodniaka, więc i śniadanie,
i kolacje były równie ważne, ale te posiłki jedli o różnych porach. Mieli różne
godziny wstawania i chodzenia spać, w końcu niektórzy to śpiochy i nocne marki,
a inni ranne ptaszki.
Kapitan uśmiechnął
się szeroko i usłyszeli gong wołający całą załogę na obiad.
Gotowaniem
zajmował się karzełek imieniem Pip, był wspaniałym uroczym i dowcipnym małym człowieczkiem,
lecz kompletnie nie znającym się na gotowaniu. A zwłaszcza makaronu, który to
uwielbiała załoga Makaronowego Krakena. Pip zawsze rozgotował makaron tak, że
nie dało się rozpoznać czy to penne, czy fusilli a może spaghetti?
-
Uwielbiam spaghetti – rzekł pirat Jon zajadając się ze smakiem smaczną
makaronową breją
- Jon, ty
się w ogóle na makaronie nie znasz, przecież to penne jest – odrzekł Pirat Tom.
- wy dwaj
w ogóle nie znacie się na makaronie, oczywiście, że jest to fusilli – rzekł
bosman Bob – ja wszędzie poznam pyszny smak fusilli.
-
spójrzcie to spaghetti, o widzicie, jak się ciągnie? – powiedział Jon
udowadniając swą tezę długą nitką glutowatej substancji ciągnącej się na kilka
naście centymetrów nad miską.
- e tam
spaghetti, każdy głupi zobaczy, że to ser a nie makaronowa nitka – odpowiedział
na to Tom – o widzicie tutaj jest dziurka zupełnie jak w penne
- Tom
dziurę to ty masz w skarpecie, to fusilli. Widać gołym okiem te skręty i
zakręty jak u świderka. – odrzekł bosman Bob
Gdy
kamraci kłócili się o rodzaj makaronu udowadniając co nowe tezy na temat
kształtu, Kapitan Klusek zapytał się Pipa.
- Jaki
makaron nam dziś ugotowałeś drogi Pipie?
Pip
uśmiechnął się szeroko i powiedział z dumą – to farfalle
Wszyscy
piraci spojrzeli w swoje miski i równo zrobili głośne zdziwione – Ooooo…- tylko
młody Jaś powiedział – wiedziałem, że to farfalle
Zdziwieni
piraci popatrzyli na malca jak na proroka, który właśnie powiedział, że poznał
plany i zamiary Latającego Potwora Spaghetti.
- skąd? –
zapytał któryś z członków załogi
- a stąd –
odpowiedział i uniósł nadzianą na widelec kokardkę makaronu
Piraci
wpatrywali się w makaronową kokardkę jak by objawił im się sam LPS
- Brawo
Jasiu, masz dziś szczęście – rzekł spokojnym głosem o ojcowskim tonie Kapitan
Klusek.
Tak jak
planowali wypłynęli na kolejną przygodę, tym razem ratunkową. W butelce bowiem
był list proszący o ratunek a brzmiał on tak:
„Potrzebuję ratunku!!
Uwięzili mnie okropni i źli nietolerianie
Więżą mnie w Nietolerandli
Kucharz Alberto Klops.”
Wiatry
sprzyjały podróży morskiej, Makaronowy Kraken mknął przez ocean w stronę wyspy
nie tolerancyjnych mieszkańców zwanej Nietolerandią. Na statku wciąż trwały
obiadowe kłótnie, nie chodziło już o rodzaj ugotowanego makaronu, a który jest
lepszy.
- Penne
najlepsze – krzyczał do swoich towarzyszy pirat Tom – jest jak mini słomka do
picia sosu
-
makaronowe danie to nie napitek, że można go pić przez słomkę – odkrzyknął
Bosman Bob – najlepsze jest fusilli, jego świderkowatość i zakręconość jest
alegorią LPS.
- po co
komuś jakieś alegorie, skoro można mieć spaghetti, który jest istotą jego Makaronowości.
– krzyknął Jon.
Do dyskusji dołączyli
się i inni piraci wyrzykując nazwy swojego ulubionego makaronu i jego wyższość
nad innymi.
-Conchiglioni
jest najlepsze te duże musze same w sobie są jak miseczka
-lasagne,
jest jak kartka, idealny gdy zabraknie ich w kajecie
-pierogi,
ich nadzienie może być tak różnorodne, że każdemu dogodzi
-ryżowy, nie
ma glutenu więc może go każdy jeść
-Anelli,
idealny, gdy chce się oświadczyć ukochanej, a zapomniało się pierścionka
-Uspokójcie
się kłótliwe obiboki – krzyknął sternik Filip – dobijamy już do celu, a wasze dywagacje
zdradzą nas jak nic na wyspie nietolerancji.
Makaronowe
kłótnie ucichły natychmiast i zapadła cisza jak makiem zasiał. Zacumowali w
małej ukrytej zatoczce i kapitan zebrał całą załogę na naradę. Mimo że był
kapitanem zawsze podejmował decyzje wspólnie z całą załogą, cenił sobie ich
zdanie i sugestie.
- Wiemy,
gdzie jest kuchnia, w której więżą kucharza? – zapytał jeden z piratów
- niestety
nie- odparł smutno Kapitan
-
Podejrzewam, że u kogoś ważnego – wtrącił Karzełek Pip – w końcu ktoś mało
ważny nie potrzebował by porywać najlepszego kucharza świata.
- Pip ma racje, ustalmy, gdzie mieszczą się
kuchnie najważniejszych osób i wbijamy się do nich po kolei! - zasugerował
jeden ze zgromadzonych
- kiepski
pomysł – rzucił inny – jeśli nie trafimy z pierwszymi dwoma miejscami to do
trzeciego się nam nie uda. Musimy działać incognito. Niczym tajni agenci.
-
najlepiej podzielmy się na grupy, w tak dużej gromadzie na pewno nie będziemy
incognito
- my
jesteśmy piratami, a nie tajniakami! – oburzył się inny ze zgromadzonych
piratów
- To
uderzmy wszyscy razem, na wszystkie kuchnie naraz
- Ktoś w
ogóle wie jak wygląda kucharz Klops?
Wszyscy
piraci pokręcili głowami przecząco.
- no to
jak my go rozpoznamy w chaosie? Jeszcze się wystraszy i schowa
-domyśli
się
- a jak
nie? To narobimy sobie i jemu kłopotów
Debatowali
tak aż zaczął się zmierzch (nie ten film o wampirach tylko taki na niebie).
Wtedy to uznali, że zakradną się incognito do kuchni w małych grupkach i tak
poszukają Kucharza, gdyż niegrzecznie jest budzić ludzi w środku nocy.
W końcu
dogadali się co do planu działania i ustalili wszystko, ze statku wyszły cztery
grupki po trzy osoby, więcej potrzeby nie było. Mieli odwiedzić tylko cztery
kuchnie do przeszukania. Reszta została na statku i zachowywała gotowość, by
szybko zawinąć się z zatoczki i uciec z wyzwolonym Alberto Klopsem. Nie udało
się by zajrzeli do wszystkich kuchni jednocześnie. Odległości między kuchniami
nie pozwoliły im na synchronizację.
Jako
pierwsza była kuchnia prezydenta Wesołka, jego kuchnia była najbliżej, gdyż nie
był najważniejszy. Na wyspie jedyną funkcja prezydenta było dobrze wyglądać i ładnie
się prezentować w Wielkim Świecie.
Zajrzeli
do środka prezydenckiej kuchni, była skromna i nieduża, znaleźli jedynie drobną
blondynkę, która kończyła szorować stertę garów.
- Ty
jesteś Kucharz Klops – zapytał jeden z piratów
- jak ona
może być kucharzem Klopsem, toć to drobna dziewczynka jest – odpowiedział mu
towarzysz
- A skąd
wiesz, może ona właśnie jest nim, przecież nie wiemy, jak wygląda, to może być
każdy.
Sprzeczali
się tak długo i nie słyszeli jak dziewczynka swym cichym i nieśmiałym głosem
próbuje coś powiedzieć.
- Cisza-
powiedział trzeci z grupy kamratów- jesteś Klopsem? – zapytał stanowczo.
Dziewczynka pokręciła głową, a piraci nie czekając na wyjaśnienia wyszli dalej debatując,
czy Kucharz może wyglądać jak drobna blondyneczka.
Druga była
kuchnia premier Broszki
- Ahoj
jest tam kto? – zapytali piraci zaglądając przez drzwi
- a kto pyta?
- zapytał głos w kuchni
- a nikt
taki, panie Klops jest pan tu?
- klopsów
nie ma. Jesteście piratami? – odpowiedział głos
Piraci
szeptali między sobą – arrr… domyśliła się kim jesteśmy – ja to załatwię
- nie
jesteśmy piratami Arrrr…
Trzecia
przypadała dla osła, znaczy się posła (zawsze mi, się kurczę mylą) Tam znaleźli
tylko śpiącego kota, który na pytanie czy jest Kucharzem Alberto Klopsem
podniósł sennie głowę po to by spojrzeć kto zakłóca mu sen i poszedł spać
dalej.
- dziwny
ten kot
-taki w
ogóle nie towarzyski i wyglądał na wrednego i złośliwego
- taki
stereotypowy
-
stereotypy są bardzo raniące, wobec każdego
Piraci
wracali i rozmawiali na temat kota w kuchni.
czwarta z
kolei kuchnią była ta należąca do Kapłana Grzybka. Znajdowała się w samym
centrum niewielkiej wysepki i towarzyszyła ogromnej posiadłości połączonej z
wielką świątynią.
-hoho… -
rzekł jeden z piratów- kto mieszka w takiej chacie? Bohater jaki?
- nie to
kapłana dom i świątynia
- huhu
kapłan ten jest jakimś bohaterem albo przedsiębiorcą?
- nie, w
przewodniku po Wielkim Świecie napisane jest, że jest tylko kapłanem i
utrzymują go wierni
- to miło
z ich strony, że tak dbają o niego, życzliwi są ci nietolerianie
- w sumie
to nie do końca – powiedział pirat przeglądający przewodnik – podobno kapłana
utrzymuje państwo z podatków i datków od wiernych
- a to nie
ładnie, oj nie ładnie i bardzo nie uczciwie
Przegadali
całą drogę do kuchni przez co nie zorientowali się jak szybko zleciała im droga
pod drzwi kuchni.
- to tu –
oznajmi jeden z piratów. Zrobili krótką rozgrzewkę, wyjęli szable i wpadli
- Arrrrr!!
Przybyliśmy uratować kucharza Alberta Kluska, odzyskamy go po dobroci lub siłą
Wpadli i
zastali jedynie pulchnego niezbyt wysokiego mężczyznę w średnim wieku, który
siedział smutny w koncie krojąc pomidory. Usłyszawszy, że piraci wpadli robiąc
dużo rabanu, mężczyzna szybko otarł łzy i powiedział – nie hałasujcie tak, bo
nas złapią
-Jesteś
kucharzem, który wzywał pomocy? – zapytali ściszonymi głosami na granicy
szeptu.
- tak –
odparł kucharz pakując swoje rzeczy
Nazajutrz
po statku w porze obiadowej rozszedł się wspaniały i smakowity zapach
dobiegający z kuchni. Załoga
ustawiła się w kolejce na długo przed gongiem oznajmującym początek przerwy
obiadowej. Gdy wszyscy zasiedli do jedzenia Kucharz Alberto Klops wstał i
oznajmił – chciałem się wam jakoś odwdzięczyć za ratunek i przyrządziłem wam
ten skromny obiad.
Tym razem
podczas obiadu nikt nie odzywał się, wszyscy jedli w skupieniu makaron, który
nie był w ogóle rozgotowany, ba nawet nie był posklejany idealny al’dente i
oblepiony pysznym aromatycznym sosem. Gdy wszyscy zjedli po dokładce i najedli
się do syta, wznowili debatę, który kształt makaronu jest najlepszy. Po
wysłuchaniu najróżniejszych argumentów na temat makaronu, niektórych poważnych
innych zabawnych, a jeszcze innych dziwacznych wtrącił się Alberto do burzliwej
debaty – wszystkie makarony są równe, nie ma najlepszego. Każdy kształt ma
jakieś wady i każdy ma jakieś zalety. Gdyby istniał jeden najlepszy kształt
makaronu był by ten jeden kształt.
Jednomyślnie
wszyscy kamraci zgodzili się, że gdyby miał pozostać jeden kształt i jeden
rodzaj makaronu świat by stał się smutny i nudny.
Panie Klopsie mógł by pan z nami zostać? –
zapytał chłopiec okrętowy Jaś.
Kucharz
zaśmiał się - jeśli mnie tylko chcecie, to czemu nie. Kapłan Grzybek jak tylko
zauważy moje zniknięcie na pewno wyśle po mnie kogoś, z wami będzie
bezpieczniej.
Tak o to
załoga Makaronowego Krakena zyskała nowego kucharza i przyjaciela. Nie musieli od
teraz jeść rozgotowanego makaronu i domyślać się jego pierwotnego kształtu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz